Jak wyglądają szwedzkie święta? Czy w ogóle się je obchodzi? A jeśli tak, to jak? W tym odcinku opowiadam o JUL, czyli o szwedzkich świętach z perspektywy Szwedów i Polaków mieszkających w Szwecji. Nie jest to klasyczny tekst o śledziach i tradycyjnych produktach. Skupiłam się w nim na tym, co takiego robi się w czasie świąt. W jakie rodzinne gry grają Szwedzi i co to jest świąteczna gra na prezenty?
W ramach przygotowań do tego tematu rozmawiałam z ponad 30 osobami w różnym wieku. Jak spędzają święta rodziny polsko-szwedzkie? Czy połączenie tradycji świątecznych tych krajów jest możliwe? To odcinek zarówno dla tych, którzy święta kochają, ale także dla tych, którzy woleliby ten czas usunąć z kalendarza. Opowiadam także dlaczego sama nie lubię świątecznej gorączki. W tym odcinku znajduje się również prezent oraz nietypowe życzenia świąteczne!
Odcinek w wersji do czytania:
Tak, wiem, miałam tego nie robić. Ale to nadal ja, a to nadal jest podcast Łosiologia. Dzisiaj bardzo wyjątkowo, bo absolutnie niespodziewanie. To znaczy temat świąt był ostatni na mojej liście tematów podcastowych, a w sumie to nawet nie było go tam na szarym końcu.
Ale coś się zmieniło. Oszalałam chyba. No i dotarło do mnie, że tego chcą moi słuchacze i że ludzie generalnie lubią takie tematy.
Zrobiłam więc ankietę na instagramowym story, w której 80% osób odpowiedziało, że lubi święta. Tak że ten odcinek postaram się jakoś wypośrodkować.
Ale powiem Ci od razu, że ja osobiście świąt nie lubię. I nie, żebym miała coś do tych konkretnych, grudniowych – ogólnie nie lubię świąt. I ciężko byłoby mi samej zrobić taki odcinek, bo ludzie po jego wysłuchaniu popadliby w depresję. Choć może część z nich połączyłaby się w mojej niechęci do tego czasu.
Ja też nie lubię generalizowania i wypowiadania się dużo w takich ogólnych tematach. Że Szwedzi to tacy i tacy, a Polacy to inni, a Hiszpanie to coś tam. Oczywiście każdy może mieć swoje odczucia, swoje doświadczenia, upodobania, zdania i wszystko inne swoje. I to moje może być zupełnie inne niż Twoje. Normalka.
O czym jest ten odcinek
Więc żeby jak najrzetelniej przedstawić temat świąt w Szwecji, zapytałam o to samych Szwedów. Moich kolegów i koleżanki z obecnej i byłej pracy. Osoby, które spotkałam na swojej szwedzkiej drodze przez ostatnie 3 i pół roku. Na koniec dołożyłam moje doświadczenia ze świąt spędzanych z rodziną mojego Tommy’ego oraz kilka filozoficzno-życiologicznych rozważań.
To nie będzie odcinek o tradycyjnych daniach czy o tym, co przeważnie przewija się w takich świątecznych wpisach blogowych, podcastach czy też youtubowych.
Na samym końcu jest kilka zdań podsumowań, na stronie podcastu zdjęcia ze świąt, jakie udało mi się znaleźć, oraz krótka lista moich ulubionych szwedzkich piosenek świątecznych.
No i jeszcze jedna ważna rzecz: na losiologia.pl znajdziesz mój pierwszy e-book do pobrania za darmoszkę. A w nim przeczytasz o tym, o czym będę mówić między innymi dziś. O tym, dlaczego warto przebywać w naturze, na świeżym powietrzu oraz dlaczego warto się ruszać.
A dla tych, którym ciężko jest ruszyć się z kanapy po świątecznym obżarstwie, opisałam 35 różnych aktywności na świeżym powietrzu. Do tego jest również checklista z pomysłami na aktywowanie się. Tak że po wysłuchaniu odcinka zapraszam Cię na, powtórzę, losiologia.pl – pobierz e-book, przejrzyj go sobie i niech to będzie prezent ode mnie dla Ciebie.
Zaraz znajdę jakiś krótki świąteczny dżingiel i możemy ruszać z tematem świąt w Szwecji.
[DŻINGIEL]
Zacznę od tego, co napisali mi koledzy z pracy oraz moi szwedzcy znajomi. Rozmawiałam z nimi osobiście lub przez Messenger. Wysłałam około 30 wiadomości, otrzymałam 22 dłuższe odpowiedzi. Większość z nich się powtarzała. Było dużo o tym, że czas świąt jest czasem dla rodziny, spędzanym w gronie bliskich osób oraz czasem jedzenia tradycyjnych potraw.
Wybrałam dla Ciebie 5 odpowiedzi, jakie otrzymałam od Janne, Tove, Michaela, Åsy oraz Niklasa. Komentarz do ich wypowiedzi dodam na końcu tej części.
Jak Szwedzi spędzają święta Bożego Narodzenia
- Janne
Moje świętowanie wygląda tak: godzina 8:00 świąteczne śniadanie z tradycyjną owsianką ryżową oraz innymi daniami, o 10:00 wyjeżdżamy do kościoła (Själevads Kyrka) na świąteczny koncert. 12:30 lunch u rodziny. Godzina 15:00 rozpoczęcie świętowania w domu albo u rodziny. 21:00 powrót do domu / rozjazd gości. Koniec.
- Tove
Mam małą rodzinę, jedynie mamę, tatę i siostrę. Spotykamy się z rodziną moją lub mojego partnera – zamieniamy rodziny co drugi rok. Raz z moją, raz z jego rodziną. Jemy zwykłe świąteczne jedzenie. W pierwszy dzień świąt spotykamy się z drugą stroną rodziny i wtedy jemy trochę bardziej wytrawne/imprezowe jedzenie. Prezenty są tylko dla dzieci i ewentualnie dla partnera. Czasem gramy w świąteczną grę na prezenty. Ja nie oglądam Kaczora Donlada, lubię za to program Karl-Bertil Jonssons julafton – czyli wigilię Karl-Bertil Jonssons. Po tym wieczór się kończy i idziemy spać.
- Michael
Święta spędzamy najczęściej w domu z dorosłymi dziećmi (mamy trójkę i żadne z nich nie mieszka w okolicy), teściami oraz rodzicami. Kiedyś mój teść przebierał się za mikołaja, ale już tego nie robi, bo najmłodsze z dzieci ma 25 lat. Przestaliśmy z żoną kupować sobie prezenty już bardzo dawno temu.
Nasze dzieci też nic od nas nie dostają, a jeśli już to np. kupujemy im bilety na pociąg na święta do domu. Świąteczna gra z prezentami jest u nas tradycją od około 15 lat. Na stole mamy zarówno tradycyjne dania, ale również dania wegetariańskie, bo dwóch moich synów nie je mięsa. PIjemy Julmust i świąteczne piwo. Spędzamy razem czas, nie chodzimy do kościoła. Lubimy długie spacery.
- Åsa
Kiedyś bardzo lubiłam święta, dekoracje, przygotowania, ozdoby, prezenty i wszystko, co ze świętami jest związane. Straciłam to uczucie. Nie czuję już tego co kiedyś. Od kilku lat razem z mamą i siostrami jeździmy do hotelu na wspólne spotkanie i jedzenie, a w domu nic specjalnego nie robię.
- Niklas
Święta spędzam z rodziną, mamą i rodzeństwem oraz co drugi rok z moimi dziećmi. Jeśli nie mam dzieci na święta, to robimy sobie małe święta przed tymi właściwymi. Na stole tradycyjne świąteczne jedzenie.
Szwedzkie tradycje świąteczne
Janne powiedział, że na śniadanie jedzą taką ryżowiankę. Jest to ryż gotowany z mlekiem, masłem i cynamonem.
Całkiem smaczne, jadłam raz. Tommy zrobił mi właśnie na takie świąteczne śniadanie 2 lata temu. Kupił kilo tego ryżu i on tak stoi do teraz w szafce.
Janne wspomniał również o kościele, który jest u nas, w Örnsköldsvik, a mianowicie Själevads Kyrka. Jest to duży kościół, wybrany kiedyś na najładniejszy kościół w Szwecji.
Byłam w nim raz na chrzcie i rzeczywiście jest to bardzo ładny budynek. Jeśli śledzisz mnie na instagramie, do czego Cię oczywiście zachęcam, to ten kościół jest widoczny na każdym zdjęciu z morsowania. Ja osobiście do kościoła nie chodzę, ale jeśli Ty to robisz albo interesują Cię takie tematy, to jest to miejsce warte odwiedzenia. W czasie świąt są tam organizowane koncerty.
Świąteczna gra na prezenty
OK, przechodzimy do Tove. Ona, jak i wiele innych osób, gra w świąteczną grę na prezenty. I jeśli miałabym wybierać coś, co lubię w szwedzkich świętach, to właśnie to – grę na prezenty!
Polega to na tym, przynajmniej z moich doświadczeń, że kupujesz jakiś drobny prezent za około 100–150 koron. Powiedzmy w zaokrągleniu 50 złotych. Oczywiście każda rodzina ustale swoje budżety.
Każdy pakuje to, co kupił, i trzyma w tajemnicy co to takiego. Wszyscy siadają przy stole ze swoim pakunkiem i rozpoczyna się gra! Jedna osoba rozpoczyna rozgrywki, następnie zgodnie ze wskazówkami ruchów zegara uczestnicy rzucają kośćmi do gry. Ten, kto wyrzuci jedynkę albo szóstkę, ma prawo do zamiany prezentu.
I tak np. siedzisz przy stole Ty, rodzice, brat i siostra. Siostra rzuca, ale wypadły jej inne cyfry, następnie rzucasz Ty i pyk! masz szóstkę i czwórkę, a to oznacza, że możesz zamienić się z kim prezentem.
Patrzysz, że brat ma coś małego i ładnie zapakowanego i robisz z nim zamiankę, nawet jeśli on tego nie chce! Zabierasz jego pakunek i oddajesz mu swój. Potem ktoś inny zabiera Twój i tak w kółko. To jest gra na czas, więc te ostatnie sekundy idą szybko, bo każdy chce wyrzucić szóstkę albo jedynkę i zamienić ten pakunek, który ma w ręku, na coś innego, co sobie wypatrzył. Co jest oczywiście nierozsądne, bo nie wiesz, co jest w środku, w każdym z nich.
Po upływie kilku minut jest stop (i tu ważne, żeby ktoś włączył stoper na początku), każdy zostaje z tym pakunkiem, jaki akurat ma w rękach. Następnie każdy rozpakowuje swój i jest albo radość, albo rozczarowanie. Ale to nie koniec! Potem jest kolej na rundę numer 2, czyli to samo, rzucanie kośćmi i zamianka prezentów, tylko tym razem już wiesz, na co polujesz.
I tak na stole może być na przykład fajna świeczka zapachowa albo zestaw przypraw, który bardzo chcesz. Ale ktoś zawsze może Ci to zabrać z rąk, wystarczy, że w swojej kolejce wyrzuci szóstkę albo jedynkę. W końcówce tej rundy zawsze jest szybkie tempo, kości rzucają, jak się da, spadają one ze stołu i tak dalej.
Jak dla mnie fajna zabawa – może trochę rywalizacji i walki o to, co chce się zatrzymać samemu, mały koszt, no i czas spędzony razem przy stole 🙂
Nie robiłam głębokiego researchu na temat pochodzenia tej tradycji, ale większość szwedzkich rodzin, jakie znam, gra w grę na prezenty podczas świąt i nikt nie wie, kiedy ten trend trafił do ich domów. Średnia ocena tego zgadywania to 10–15 lat.
Dlaczego Szwedzi oglądają Kaczora Donalda w święta?
W tych wypowiedziach powtarza się również Kaczor Donald. I dla mnie to było największe zaskoczenie. Co ma Kaczor Donald do świąt? Ale zacznę od początku! Pamiętam swoje pierwsze święta w Szwecji i podczas rozmów, gdy umawialiśmy się z rodziną Tommy’ego gdzie i o której mamy się spotkać, to wyłapywałam z rozmowy kalleanka.
Ale zupełnie nie rozumiałam, co to takiego jest. Kalleanka, kalleanka i że mamy być u jego mamy wcześnie, bo kalleanka, a potem jedzenie, gra na prezenty i zwijamy manatki do domu. No i siedziałam tam na kanapie, popijałam glögg – to taki napój, coś jakby grzane wino, tylko bez alkoholu, za to z przyprawami, które kojarzą się ze świętami (przyprawa korzenna, cynamon, miód). OK, ale wracając do tematu… Siedzę na tej kanapie, pije glögg i w TV leci składanka bajek: Kaczor Donald, Pluto i cała ekipa, i wtedy dostaje olśnienia! Anka to po szwedzku kaczka, czyli Kalle Anka to Kaczor Donald.
I to jedna z najdziwniejszych tradycji jak dla mnie, ale całkiem fajna i sensowna, bo robią te składanki z tematyką świąt i fajnie jest popatrzeć na stare kreskówki, które były rysowane ręcznie 🙂
Jak już zaczęłam o tym glöggu, to opowiem jeszcze jedną historię z tym związaną. Zanim przeprowadziłam się do Szwecji, mieszkałam kilka lat w Norwegii i pamiętam pierwszy taki świąteczny okres w pracy, gdzie w kantynie, czyli stołówce, nasza szefowa podgrzewała dla wszystkich glögg. I ja tak wącham z obrzydzeniem i pytam: „co to, kurczę, jest?”.
I nagle mieli atrakcję, bo się dowiedzieli, że ja nigdy tego nie piłam. Więc taka jedna Szwedka, która wszystko musiała nagrać w Snapchat, nagrała mnie, jak po raz pierwszy w życiu piję glögg. Ależ ja się wtedy skrzywiłam, jak mi to nie smakowało. No byłam ewidentnie zniesmaczona i zdziwiona, jak można się tym zachwycać. To był rok 2015 – tak dodam tylko.
A więc szybciutko przewijam do roku 2020, w którym na nowo odkryłam smak glöggu i odkąd go polubiłam, to nie mogłam przestać pić. Okazało się, że są różne smaki, że smaki różnią się też między sobą w zależności od producenta i że – co jest najważniejsze – można dodać do tego alkohol i wtedy robi się całkiem znośne.
Przedwigilijne Bingo
A co jeszcze robi się w Szwecji w święta? A no na przykład gra w bingo dzień przed Wigilią. I to też było dla mnie zaskoczenie. Jak to? Kto normalny ma czas na siedzenie kilka godzin przed TV, oglądanie programu i granie w bingo? Przecież trzeba gotować, sprzątać, prać, prasować, szukać ozdób, pakować albo kupować prezenty i nie wiem, co tam jeszcze. A oni siadają przed TV i grają w świąteczne bingo!
I wtedy pomyślałam, zresztą do teraz tak myślę, że ja też tak chcę! Usiąść sobie w salonie z całą rodziną, popijać glögg, jeść kupione pierniczki i spędzić razem wieczór. No z moich świątecznych wspomnień z Polski to raczej coś niemożliwego.
Inną tradycję świąteczną ma w swojej rodzinie David. Jest to tradycja typowo rodzinna, nie nazwałabym jej szwedzką, ale chcę nią zaznaczyć to, że przecież my sami możemy sobie wymyślać tradycje. I tak od lat 90. rodzina Davida chodzi na basen. Cała rodzina: dzieci, rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie, wnuczkowie, ile tam osób mają w rodzinie – idzie na basen. Robią coś razem. Spędzają czas jako rodzina. Pływają, bawią się, grzeją w saunie i nie wiem, co tam jeszcze. Ja kocham wodę i wszystko, co z nią związane, i po cichu zazdroszczę im tego 🙂
Kolejna tradycja, jaka spłynęła w wiadomościach, jest od Jonasa. Na przykład u niego w rodzinie robią tak: wybierają jakiś bardzo tani i prosty prezent, pakują go i ktoś rzuca jako pierwszy do jednego z członków rodziny.
Zabawa polega na tym, że osoba z prezentem musi ganiać za ludźmi, żeby kogoś złapać, dotknąć. Tak się bawią dzieci. Nie pamiętam, jak się to nazywa. Wiesz, że osoba, która trzyma ten prezent, musi kogoś złapać, a reszta ucieka. Ten, kto zostanie złapany, musi zaprosić resztę na glögg albo na jakiś poczęstunek. No i oczywiście każdy się z tej osoby śmieje, że dała się złapać. Jonas jest na moje oko w wieku 50+ i powiedział mi, że pamięta tę zabawę z czasów swojego dzieciństwa, a kilka lat temu ją reanimowali i zaczęli się w to bawić od nowa. I podobno mają co roku dużo frajdy.
Tajemniczy prezent
Ale, ale! Ja tu tak ciągle o innych rodzinach, a przecież w mojej nowej, szwedzkiej, przyszywanej rodzinie też jest świetna świąteczna zabawa i jest to coś, co co roku robi dziadek Tommy’ego. U dziadków spotykamy się przeważnie 23 grudnia, czyli w dzień grania w bingo przed TV. To bingo trwa bardzo długo, jak dla mnie – za długo. No ale to też polega na tym, żeby spędzać razem czas i w przerwach na jakieś pogaduszki i bingo w TV robić coś z rodziną.
Dziadkowie kupują coś niezbyt drogiego, ale pożytecznego. Pakują to w papier świąteczny i dają dla każdego, żeby potrzymał ten prezent w ręku. Można nim pomachać, posłuchać, powąchać i trzeba zgadnąć, co jest w środku. Bez żadnej podpowiedzi. Więc trzeba totalnie strzelać. Oni mówią tylko „tak” albo „nie”. Jeśli nie zgadniesz, to paczka przechodzi do kolejnej osoby i tak każdy ją sobie trzyma i zgaduje. Co łatwe nie jest, bo nie masz żadnej kategorii, ceny, nie wiesz, gdzie ten prezent był kupiony. Nic totalnie.
I w tamtym roku, gdy bingo zbliżało się do końca i nikt z nas nie miał pomysłu na to, co jest w środku, dziadek odpowiadał na proste pytania, jakie mu zadawaliśmy. I bum! Zgadłam i wygrałam!
Powiedzieli nam tak: „To jest coś, co każdy powinien mieć w domu, ale nikt nie chce być zmuszony tego użyć”. Wiesz, co to może być? Mała prostokątna paczka, niezbyt ciężka i nie taka lekka. OK, to jest podcast, nie będę Cię tu wypytywać, więc rozwiązuję zagadkę. To był koc do gaszenia pożaru. Taki jaki wiesza się na ścianie w kuchni. W szwedzkim domu przeważnie wisi na ścianie taki koc. W razie pożaru pociąga się za sznurki, on się rozwija i można zgasić nim pożar. My akurat nie mieliśmy, mamy gaśnicę, ale koca nie mamy.
To będą moje czwarte święta z Tommym i jego rodziną i za każdym razem czekam na tę zabawę, bo jest przy niej sporo śmiechu.
Święta w wydaniu szwedzko-polskim
Okazało się, że w odcinku, którego miałam nie robić, zebrało mi się sporo do powiedzenia. I zbliżam się już do końcówki. Ale jako że jestem Polką mieszkającą w Szwecji, to chciałam jeszcze powiedzieć o tym, jak my – Polacy – spędzamy święta w rodzinach polsko-szwedzkich.
Zapytałam więc kilka osób, które mieszkają tu od co najmniej kilku lat i mają właśnie takie rodziny i dzieci, i wybrałam dla Ciebie wypowiedź Kasi z Härnösand, bo napisała to tak pięknie, że postanowiłam Ci to przeczytać.
Dla nas święta zaczynają się w pierwszą niedzielę adwentową. Mamy wtedy przygotowane cztery świece na każdą niedzielę przed Wigilią i każdą zapalamy później. Dla dzieci najlepszy jest kalendarz. W wielu domach są to słodycze, a u nas są to małe książki i zabawki. Joakim otwiera jedną paczuszkę każdego dnia aż do Wigilii, czyli 24. My często pijemy glögg i zajadamy ciasteczka korzenne.
Pierwsza niedziela to również czas, kiedy oświetlamy nasz dom i robi się bardzo przyjemnie. Ubieranie choinki to u nas radość dla każdego. Jest dużo sprzątania, ale i śmiechu też + muzyka świąteczna. Sama Wigilia różni się od naszej, polskiej. W moim rodzinnym domu cały dzień, 24.12, było szykowanie, kończenie gotowania, wszyscy byli głodni aż do 17. Tutaj od rana w sumie jemy i jest taka luźna atmosfera.
Łączymy tradycję. Ja gotuję zawsze pierogi, barszcz, sałatkę jarzynową, rybę po grecku, bigos, a Micke – pulpeciki, łososia, Johnsson, śledzie, buraczki, szynkę. Próbowałam raz z opłatkiem, ale to w ogóle nie zaskoczyło… Wytłumaczyłam co i jak się robi, i dlaczego, ale dla Szwedów to jakaś fantazja. Natomiast Kaczor Donald o 15 to jakby jakiś punkt główny Wigilii (ja tego w ogóle nie ogarniam, dwa inne światy).
Światło i lampy kocham. Uwielbiam Lucia.
Nie rozumiem też, że jednak jakoś większość tego święta nie łączy z kościołem i wiarą. Ja jednak wyrosłam w kraju, gdzie to jest bardzo nacechowane religią. Mówi się przynajmniej, dlaczego się obchodzi Wigilię.
Donalda w ogóle nie rozumiem, ale to może coś w stylu Kevin sam w domu.
Jedzenie dla mnie to mega porażka, bo to nic specjalnego nie jest… Zawsze się to je i kiedy chce… tyle tylko, że dodają przedrostek jul (julmust, julskinka). W moim domu pierogi z kapustą i grzybami i barszcz to skojarzenie tylko ze świętami.
Lubię śnieg i zimno. Jest pięknie, tak śniegowo i magicznie. W Polsce jest coraz częściej chlapa i deszcz.
Tęsknię:
za rodziną,
za spotkaniami z przyjaciółmi po wigilii,
za opłatkiem,
za mamą, która wszystko gotowała, bo teraz sama muszę 🙂
Nigdy nie chodziłam na pasterkę, ale tęskno mi chociaż za możliwością.
Moja wizja świąt
Od siebie powiem tylko, że w szwedzkich świętach – ale oczywiście to odnosi się do innych dni i ogólnie życia – jest prościej. Nie trzeba przez kilka dni latać ze szmatą, stać w garach i urabiać się po pachy. Liczy się bardziej spokój i odpoczynek. To ma być czas dla rodziny i czas zatrzymania się. Czas, żeby wyjść na narty czy spacer.
I ja strasznie nie lubię tych świąt pod takim względem, że trzeba co roku tyle kupować. Ozdoby, prezenty, jedzenie. Nic tylko produkujemy więcej, kupujemy więcej i nakręcamy cały ten biznes. Strasznie nie lubię tej strony świąt. Tego biegu i kupowania bezsensownie rzeczy, na które albo nas nie stać, albo nie są nam potrzebne.
I tak samo jest z Halloween, walentynkami, Dniem Kobiet, Wielkanocą i tak można wymieniać miesiąc po miesiącu, jak to ładnie sobie zrobiliśmy, że ciągle trzeba tylko kupować i produkować, i wyrzucać.
Osobiście cenię sobie bardziej telefon od koleżanki czy rodziny w zwykły czwartek wieczorem. Taką szczerą rozmowę, gdzie nawzajem o sobie pamiętamy i wspieramy. A nie tylko jakieś prezenty i kopiowane co roku życzenia z internetu.
Nie lubię i nie rozumiem też tego, że trzeba się objadać do takiego stopnia, że czujemy ból. Nie lubię siedzenia przy stole i ciągłego jedzenia i picia. Rozumiem, że nie każdy jest rekinem siłowni, ale wyjść na spacer może większość z nas.
To, co powiedziałam Ci w tym odcinku, to pewnie tylko jakaś mała część tematu. Na pewno nie jest on wyczerpany w 100%.
Jeśli w Twojej rodzinie też macie jakieś fajne tradycje, to napisz do mnie na alicja@losiologia.pl albo na instagramie Łosilogii. Wszystkie wiadomości, które dostanę od słuchaczy, zamieszczę na stronie. Zarówno te po polsku, jak i po szwedzku. Ten odcinek publikuję 5 grudnia, tak że do świąt jeszcze trochę zostało.
Na koniec chciałam Ci życzyć jedzenia, jakie Ci służy, dużo spacerów i czasu spędzonego na świeżym powietrzu. Jeśli nie masz pomysłu, co można na tym świeżym powietrzu robić, to odsyłam Cię do mojego e-booka.
Jak to mówi moja joginka, to jest Twój czas i wykorzystaj go tak, jak tylko chcesz. Zrób tak, żeby Tobie było wygodnie i podziękuj tym, którzy sprawili, że jest to możliwe.
Do usłyszenia za 2 tygodnie, czyli 19 grudnia, w ostatnim tegorocznym odcinku podcastu.
Hej då!